Ona: - Czy chodzenie tam to był grzech? Jak one już były martwe a tu bida była, to nie jest grzech. Tak se myślę. A pan myśli, że to był grzech, rąbać te ciała, szukać tam grosza jakiegoś? Ja: - To ludzie byli. Ona: - Ale nieżywe. To nie były incydenty ale proceder, który, niemal na masową skalę, trwał przez lata. Na terenie byłych obozów zagłady w Sobiborze i Bełżcu, w mogiłach setek tysięcy ofiar mieszkańcy pobliskich wsi i przyjezdni prowadzili wykopki w poszukiwaniu „żydowskiego złota”. "Na Icki” chodzili ojcowie i synowie, sąsiedzi, mężczyźni, kobiety i dzieci. Prochy zmieszane z ziemią przepłukiwali w rzece lub specjalnie wykopanych dołach z wodą, tzw. płuczkach. Paweł Piotr Reszka, laureat Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, w swojej nowej książce zbiera głosy układające się w przerażającą opowieść o zobojętnieniu, które pozwala traktować masowe mogiły jak złotonośne pola. Nie osądza jednak, lecz szuka odpowiedzi na pytania: jak to możliwe, że po Zagładzie mogła przyjść „gorączka złota”, co kierowało kopaczami i co dzisiaj myślą o tym ich potomkowie. [www.azymut.pl, 2019]
"Płuczki..." czyli historia „żydowskiego złota”… Reszka w swym reportażu przedstawił relacje ludzi, którzy mieli do czynienia z procederem penetrowania mogił ofiar żydowskich z obozów w Bełżcu i Sobiborze. Na terenie tych dwóch byłych obozów przez wiele długich lat lokalna ludność trudniła się „poszukiwaniami” żydowskich kosztowności. Tonami przekopywali oni zmieszane z ziemią ludzkie prochy, a nawet przepłukiwali je w rzece lub w tak zwanych płuczkach,
(...)czyli specjalnie ku temu przygotowanych wykopanych dołach. Osoby, które podejmowały się niejako bezczeszczenia miejsc spoczynku ludności żydowskiej mówią o tym w sposób zupełnie im obojętny. Nie odczuwają nawet najmniejszych wyrzutów sumienia. Wszystko tłumaczą skrajną biedą, brakiem pracy zarobkowej, a co za tym idzie brakiem żywności itd. Twierdzą, że nie mieli zamiaru się nie wiadomo jak wzbogacić na tym procederze, bo to zwyczajnie i tak nie było możliwe. Pozagładowa „gorączka złota” miała dostarczać im tylko stosowne minimum finansowe, do tego żeby jakoś wiązać koniec z końcem. Potomkowie niegdysiejszych kopaczy w większości do dzisiaj nie widzą w ich działaniach zupełnie nic niestosownego. Twierdzą, że takie były trudne czasy. Wszyscy chodzili na wykopki. Najbardziej bulwersujący w tym wszystkim jest fakt, że ani władze świeckie, ani kościelne w sposób jasny i czytelny niczego nikomu nie zabraniały. Udając „ślepych i głuchych” w pewien sposób dawały przyzwolenie lokalnym mieszkańcom na prowadzenie dalszych poszukiwań. Czy byli to ludzie bez sumienia? Czy tego typu zachowanie da się jakimkolwiek argumentem w sposób racjonalny usprawiedliwić? Niestety na te szokujące pytania nie znajdziemy odpowiedzi w reportażu „Płuczki….”. Tutaj nie ma rozliczenia się z przeszłością, nie ma skruchy, ani żalu za swe złe czyny… Ten przerażający fakt świadczy tylko i wyłącznie o zwyczajnej, wszechobecnej znieczulicy i skrajnym egoizmie. Wstrząsające…
Wstrząsający reportaż o poszukiwaniu (wykopywaniu) złota i innych wartościowych rzeczy w grobach w Bełżcu i Sobiborze. Ważny temat, należy przeczytać.
Książka Piotra Pawła Reszki pt. Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota to szokujący reportaż o ludzkiej obojętności, braku empatii i pewnego rodzaju obłudzie. Z nazwą tytułową nie spotkałam się nigdy wcześniej i nawet nie zdawałam sobie sprawy z istnienia procederu rozkopywania i przeszukiwania poobozowych masowych grobów. Autor skupił się głównie na dwóch obozach koncentracyjnych: Bełżcu i Sobiborze (oba w województwie lubelskim),
(...)w których Niemcy zamordowali ponad czterysta tysięcy Żydów. Książka ma formę wywiadu z osobami, które zajmowały się wykopywaniem kosztowności z mogił pomordowanych w obozach koncentracyjnych, a także z członkami ich rodzin. Autor nie komentuje, nie wchodzi w dyskusje ze swoimi rozmówcami, słucha i od czasu do czasu dopytuje. Przepytywane osoby analizują swoje i innych czyny, nie postrzegając ich jako niemoralne i negatywne, usprawiedliwiając przeszukiwanie mogił biedą, ciężkimi czasami, tym, że „wszyscy chodzili”, oraz najgorsze możliwe tłumaczenie, że przecież martwym i tak już nic nie jest (było) potrzebne. Kopacze – bo tak też byli nazywani, działali od lat 40. do nawet 80. XX wieku, grzebali w szczątkach, zwłokach i prochach. W Sobiborze poszukiwacze plądrowali mogiły, zwozili kości do okolicznych bagien, gdzie płukali je w dołach z wodą, tytułowych płuczkach, na specjalnych sitach, gdyż tak łatwiej było zauważyć skarby w postaci kolczyków, pierścionków, monet, ale też złotych zębów i koronek. Hienami cmentarnymi byli nie tylko mieszkańcy okolicznych wiosek, ale również przyjezdni z Lublina. Z reportażu dowiadujemy się również, w jaki sposób do tego procederu podchodziły ówczesne władze i kościół. Jak karano poszukiwaczy, jakie były ich tłumaczenia i, o ironio, czemu nigdy nie kopali w niedzielę? Książka porusza temat drażliwy, wstrząsający i niewygodny dla niektórych, stanowi świadectwo niewyobrażalnego procederu, bezczeszczenia grobów, jaki miał miejsce przez lata. Anna Jędrzejowska Biblioteka Kraków
Ani gniot ani tym bardziej antypolski. Typowa retoryka PISu - my jesteśmy ci dobrzy, inni źli. Jeśli ktoś sądzi, że Polacy byli tak kryształowi to żyje w innej rzeczywistości. Niestety, tak jak w każdym innym narodzie tak i u nas zdarzały się czarne owce. Wojna wydobyła z niektórych ludzi to co najgorsze. Nie można ich jednak utożsamiać z całym narodem. Byłoby to i niesprawiedliwe i krzywdzące. Autor przytacza wiele wypowiedzi osób,
(...)które uczestniczyły w tym procederze. Nikt z nich nie zaprzecza faktom. Próbują jedynie zrelatywizować swoje postępowanie. Książka powinna być obowiązkową literaturą w szczególności dla tych, którzy uważają , że jesteśmy narodem wybranym.
Przerażające. Pragmatyzm ponad szacunek dla pomordowanych.A może tak trzeba? Bo zmarłym przecież już nic nie pomoże.
Temat oczywiście ciekawy, ale w ostatnich kilku latach powstało kilka książek opisujące te wydarzenia, kilkadziesiąt artykułów więc to tylko odcinanie kuponów, bo temat chwytliwy itp.
Tyle lat po wojnie i jak ciężko się TO wszystko wciąż czyta. Książka ważna, mówiąca o nas, o zachowaniu wobec zmarłych, o szacunku lub raczej jego braku w stosunku do nich, o braku poszanowania pamięci. Cały czas nie wiem czy to brak edukacji, czy nasz specyficzny genotyp. Czytając o zachowaniu ludzi w sytuacjach ekstremalnych trudno wydawać jakiekolwiek osądy gdyż sami nie wiemy jakie procesy chemiczne zaszłyby w naszym mózgu i co zrobilibyśmy my.
(...)Ale historia, którą opisuje autor nie zdarzyła się podczas wojny, w stanie zagrożenia życia lub sytuacji ekstremalnej. Są to lata powojenne kiedy ludzie nie umierali z głodu a ich wybory nie były podyktowane widmem cierpienia, tortury lub utraty życia. Historia bezczeszczenia grobów ludzkich, wykopywania złota z różnych zakamarków ich rozkładającego się ciała jest absolutnie wstrząsająca. Nie spotkałam się wcześniej z tą historią. Mało się o tym pisało. A każdy kto podjął temat traktowany był jak wróg narodowy. Pewnie dlatego, że my Polacy nigdy nie byliśmy w stanie obiektywnie nazwać i ocenić naszej postawy na przestrzeni wieków. Wolimy się odbierać jako bogobojny, zawsze ciemiężony, wybrany przez niewiadomo kogo naród. Reportaż wstrząsający tematem i próbą racjonalizowania swoich czynów przez ludzi uczestniczących w tym procederze.
antypolski gniot
The item has been added to the basket.
If you don't know what the basket is for, click here for details.
Do not show it again
SOWA OPAC :: wersja 6.5.0 (2025-02-16)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
Osoby, które podejmowały się niejako bezczeszczenia miejsc spoczynku ludności żydowskiej mówią o tym w sposób zupełnie im obojętny. Nie odczuwają nawet najmniejszych wyrzutów sumienia. Wszystko tłumaczą skrajną biedą, brakiem pracy zarobkowej, a co za tym idzie brakiem żywności itd. Twierdzą, że nie mieli zamiaru się nie wiadomo jak wzbogacić na tym procederze, bo to zwyczajnie i tak nie było możliwe. Pozagładowa „gorączka złota” miała dostarczać im tylko stosowne minimum finansowe, do tego żeby jakoś wiązać koniec z końcem.
Potomkowie niegdysiejszych kopaczy w większości do dzisiaj nie widzą w ich działaniach zupełnie nic niestosownego. Twierdzą, że takie były trudne czasy. Wszyscy chodzili na wykopki. Najbardziej bulwersujący w tym wszystkim jest fakt, że ani władze świeckie, ani kościelne w sposób jasny i czytelny niczego nikomu nie zabraniały. Udając „ślepych i głuchych” w pewien sposób dawały przyzwolenie lokalnym mieszkańcom na prowadzenie dalszych poszukiwań.
Czy byli to ludzie bez sumienia? Czy tego typu zachowanie da się jakimkolwiek argumentem w sposób racjonalny usprawiedliwić? Niestety na te szokujące pytania nie znajdziemy odpowiedzi w reportażu „Płuczki….”. Tutaj nie ma rozliczenia się z przeszłością, nie ma skruchy, ani żalu za swe złe czyny… Ten przerażający fakt świadczy tylko i wyłącznie o zwyczajnej, wszechobecnej znieczulicy i skrajnym egoizmie. Wstrząsające…
Kopacze – bo tak też byli nazywani, działali od lat 40. do nawet 80. XX wieku, grzebali w szczątkach, zwłokach i prochach. W Sobiborze poszukiwacze plądrowali mogiły, zwozili kości do okolicznych bagien, gdzie płukali je w dołach z wodą, tytułowych płuczkach, na specjalnych sitach, gdyż tak łatwiej było zauważyć skarby w postaci kolczyków, pierścionków, monet, ale też złotych zębów i koronek. Hienami cmentarnymi byli nie tylko mieszkańcy okolicznych wiosek, ale również przyjezdni z Lublina. Z reportażu dowiadujemy się również, w jaki sposób do tego procederu podchodziły ówczesne władze i kościół. Jak karano poszukiwaczy, jakie były ich tłumaczenia i, o ironio, czemu nigdy nie kopali w niedzielę? Książka porusza temat drażliwy, wstrząsający i niewygodny dla niektórych, stanowi świadectwo niewyobrażalnego procederu, bezczeszczenia grobów, jaki miał miejsce przez lata.
Anna Jędrzejowska Biblioteka Kraków
Czytając o zachowaniu ludzi w sytuacjach ekstremalnych trudno wydawać jakiekolwiek osądy gdyż sami nie wiemy jakie procesy chemiczne zaszłyby w naszym mózgu i co zrobilibyśmy my. (...) Ale historia, którą opisuje autor nie zdarzyła się podczas wojny, w stanie zagrożenia życia lub sytuacji ekstremalnej. Są to lata powojenne kiedy ludzie nie umierali z głodu a ich wybory nie były podyktowane widmem cierpienia, tortury lub utraty życia.
Historia bezczeszczenia grobów ludzkich, wykopywania złota z różnych zakamarków ich rozkładającego się ciała jest absolutnie wstrząsająca. Nie spotkałam się wcześniej z tą historią. Mało się o tym pisało. A każdy kto podjął temat traktowany był jak wróg narodowy. Pewnie dlatego, że my Polacy nigdy nie byliśmy w stanie obiektywnie nazwać i ocenić naszej postawy na przestrzeni wieków. Wolimy się odbierać jako bogobojny, zawsze ciemiężony, wybrany przez niewiadomo kogo naród.
Reportaż wstrząsający tematem i próbą racjonalizowania swoich czynów przez ludzi uczestniczących w tym procederze.